Mam nadzieję, że ta "moja" się nie rozpadła, bo wiem, że były dwie dziuple, ale o jednej mi powiedziano, a drugą sama znalazłam :). A na Zew to chyba kolor nieba wpłynął, bo nie udało mi się zlikwidować odcieni na kuperku :).
Wiesiu, ten wkurzający fotografujących konar był strategicznym miejscem do powoływania na świat nowych pokoleń puszczyków. O ile dobrze zauważyłam, dziupla się rozpadła. Pozostały tylko dochodzące zewsząd głosy tego (tych) ptaków, Nie wiem, gdzie są ich nowe dziuple. Gdybym miała lepszy wzrok, może bym znalazła a tak naprawdę tylko spory zoom, pozwala mi fotografować...jako tako;) Wkleję oryginał na warsztat Rzucam wyzwanie i ogromnie jestem ciekawa, co można z tej zrobionej szybko, bez przygotowania fotografii wykrzesać.
Masz Aniu przewagę, bo ja jeszcze nie słyszałam :). A w ogóle to Łazienki są, a może były, bo dawno ich nie odwiedzałam, moim ulubionym miejscem ptasich fotografii. Kiedyś nawet widziałam zimorodka, ale mi zwiał, tak samo krogulca, nurogęsi pierwsze w życiu tam właśnie zobaczyłam :). Puszczyka rezydenta też mam z Łazienek, tylko deko zasłoniętego konarem.
No proszę. Nie jest to zdjęcie typu "oto gęś", "taka jest", "ona ci właśnie" - tylko gęsia uszczypliwość. Krytyka gęsiowatości. Łyżka dziegciu w beczce pieczonych gęsi. Rosół z gęsi z dodatkiem pinakolady. Kadr zatem niezwyczajny (aczkolwiek wydaje się przekrzywiony sądząc po wodzie), poza niebanalna i... czegóż chcieć więcej.
Przy kolorze nie majstrowałam, sądzę, że jest to skutek wszystkich poprawek, jakie naniosłam:( Gdyby nie ten zew, tego zdjęcia by tu nie było. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego traczego przywoływania partnera. Twój komentarz "między słowami" przyjęty;)